Muzeum Wsi Lubelskiej


Listopadowy spacer po dawnym świecie



  1. Wspomnienia z trasy
  2. Nasza perspektywa
  3. Parking
  4. Mapa
  5. Cywilizacja

Wspomnienia z trasy

Listopad to nie jest oczywisty miesiąc na zwiedzanie skansenów. Drzewa już prawie zupełnie nagie, w powietrzu drobna mżawka, a zimny wiatr podąża za człowiekiem jak cień. A jednak Muzeum Wsi Lubelskiej okazało się jednym z najpiękniejszych miejsc, jakie odwiedziliśmy o tej porze roku.

Przeszliśmy niemal 6 kilometrów po ogromnym terenie, wśród bielonych chat, ogrodów uśpionych na zimę, drewnianych zabudowań gospodarstw i stukotu naszych własnych kroków na klepisku. Wyszliśmy… zachwyceni. I trochę zdziwieni, że to miejsce potrafi aż tak wciągnąć w swoją narrację.

Pierwsze wrażenia

Choć to niedzielne przedpołudnie, na terenie skansenu było wyjątkowo pusto.
Ścieżki mokre po niedawnym deszczu, powietrze chłodne, a nad wszystkim wisiało jasnoszare listopadowe niebo. Czasem słychać było ruch z pobliskich ulic, ale częściej docierały do nas zupełnie inne dźwięki jak beczenie owiec, gdakanie kur, rozmowy gęsi i kaczek.

Ta minimalistyczna, surowa listopadowa wersja skansenu miała w sobie tyle spokojnej prawdy, że trudno było się tu nie zatrzymać na dłużej.

Zwiedzanie w mroku

Wiele ekspozycji było otwartych, ale nieoświetlonych, więc zwiedzaliśmy z latarką w dłoni, co tylko bardziej podbiło klimat „podróży w czasie”.

W środku chat panował półmrok, a promienie światła odsłaniały: gliniane garnki, zioła wiszące nad ławami, łóżka, drewniane ławy i krzesła, piece i proste stoły, przedmioty codziennego użytku.

Wystarczyło zamknąć na chwilę oczy, by wyobrazić sobie, jak mogło tu brzmieć życie 100–150 lat temu.

Młyn i kuźnia

Zaczęliśmy przy młynie, stojącym na otwartym polu. Zaglądając do środka, zobaczyliśmy wyposażenie, jakby młynarz tylko na chwilę wyszedł.

Tuż obok czekała kuźnia, a kawałek dalej znów powitały nas kaczki i kury.

Bielone chaty i zagrody z Urzędowa

Jedna z naszych ulubionych części skansenu. Chata z bielonymi ścianami, strzechą i zagrodą wyglądała jak ilustracja z dawnych podręczników do historii. Były tam piece, stoły i garnki, zioła suszące się na ścianie, ale też zabudowania gospodarskie takiej stodoła, obora i wozy drabiniaste, a także piwniczka–ziemianka.

Po podwórku maszerował dumny kogut, który wyglądał tak, jakby pilnował swojej włości.

Zagroda z Żabna

Kolejna bielona chata z małym ogródkiem, dziś pustym po sezonie. W środku tkackie przyrządy, warsztaty, przedmioty codziennego użytku.

Obok studnia z wielkim kołem pod drewnianym daszkiem.

Owce, kaczki i chaty ocieplane słomą

Tu wieś budziła się do życia. Owce beczały, kaczki chlupały w wodzie, a chata kryta słomą prezentowała zimowy sposób ochrony przed chłodem.

Przy każdej z chat miało się wrażenie jakby było to realne chłopskie zabudowanie, jakby wyszli stąd na chwilę, a zwierzęta miały wrócić na noc do swoich zagród.

Zagroda z Tarnogóry

Tutaj znaleźliśmy zakład szewski. Zapach starego drewna, półmrok i stojące na stole narzędzia szewca. Miejsce niewielkie, ale pełne detali.

Miasteczko

Jedna z najciekawszych części skansenu, odtworzone miasteczko z okresu międzywojennego. Miasteczko ze sporym rynkiem, wyłożonym kocimi łbami, dodawało miejscu szczególnego klimatu.

Zobaczyliśmy tu budynek, który mieścił w sobie pocztę (tylko z zewnątrz, niestety zamkniętą), sklep żelazny, sklep tytoniowy, zakład fryzjerski, szynk z wędlinami. Chodziliśmy od drzwi do drzwi podziwiając ilość detali i eksponatów umieszczonych w środku.

Po lewej stronie stronie dostrzegliśmy okazały budynek, z pięknie zdobionym gankiem. Podchodząc bliżej okazało się, że to restauracja, można było zajrzeć i zobaczyć wyposażenie kuchni oraz sali jadalnej, wraz z zastawą stołową i sprzętami kuchennymi, oraz reklamami i tablcizakmi informacyjnymi z epoki.

Z tyłu budynku mieścił się dentysta wraz z całym wyposażeniem z epoki, które wyglądało nieco makabrycznie, jak narzędzia tortur oraz wyposażony sklep kolonialno – galanteryjny.

Po drugiej stronie budynek mieścił krawca, cholewnika z szewcem oraz kuchnię żydowską. Do krawca i szewca zajrzeliśmy jedynie przez okienko. Co ciekawe wieszaki miały oryginalne napisy marek czy firm wykonujących odzież. Szyld stylizowany był na lata 20, z oryginalną pisownią „męzki”. Doceniamy takie smaczki.

Zobaczyliśmy tez z zewnątrz remizę strażacką wraz z wozem strażackim i areszt do którego można było wejść.

Wszystko to wyglądało tak realistycznie, że łatwo było zapomnieć, że jesteśmy w muzeum.

Kościół z cmentarzem

Za wysoką drewnianą bramą znaleźliśmy drewniany kościół z Matczyna z 1686 roku. oraz murowaną plebanię. Do kościoła zerknęliśmy przez kraty, plebania niestety była zamknięta. Podziwialiśmy bogato zdobiony ołtarz główny i ołtarze boczne. To najstarszy drewniany kościół na Lubelszczyźnie i faktycznie robi wrażenie.

Za kościołem znaleźliśmy malutki cmentarz, część krzyży wyglądała jak z Brusna, białe, omszałe i dosyć ozdobne krzyże, miejscami już niszczejące. W tym jesiennym, pochmurnym świetle wyglądały niezwykle klimatycznie. Z cmentarza można było wyjść pięknie zdobioną drewnianą bramą.


Powiśle

Zeszliśmy w dół w stronę stawu, woda była spokojna, część drzew jeszcze zachowała swoje pomarańczowe liście.

Przy kolejnych chatach spotkaliśmy króliki, jak żwawo wyskakiwały ze swojej zagrody by poskubać krzewy rosnące obok.

Niektóre chaty miały drewniane wydrążone łodzie.

Przeszliśmy przez mostek do kolejnych chat, minęliśmy ule, aż dotarliśmy na górkę. Tamtejsze chaty były zamknięte, ale pięknie odtworzone z zewnątrz. Czuło się klimat małej wioski, staw w dole dodawał miejscu realizmu.

W najbardziej oddalonej części stawu odnaleźliśmy remizę strażacką, zamkniętą, miejsce na ognisko oraz rzeźbę dzika.

Przeszliśmy przez kolejny mostek, weszliśmy na ścieżkę pomiędzy brzozami.

Skręciliśmy na urokliwy biały mostek. Woda szumiała, a przed nami roztaczała się malownicza część małego parku z tujami i innymi krzewami.

Przeszliśmy kawałkiem pełnym łysych drzew aż dotarliśmy do wybiegu dla koni. Nieco dalej stała niewielka biała kapliczka, a kolejnym mostkiem zakończyliśmy naszą pętlę wokół stawu.

Niedaleko białego mostka, na kolejnym wzniesieniu odnaleźliśmy kolejne wiejskie chaty. Podeszliśmy bliżej je zobaczyć. Strzechy, pociemniałe deski, zapach słomy i wilgotnego drewna towarzyszył nam podczas zwiedzania, zobaczyliśmy kolejne wozy drabiniaste oraz sanie.

Dworek

Podeszliśmy jeszcze wyżej by zobaczyć dworek. Wokół niego roztaczał się piękny ogród, zielone jeszcze krzewy przycięte były na kształt kulek, w środku ogrodu znajdował się zegar słoneczny.

Dworek był jasny, z ozdobnymi drewnianymi drzwiami, okiennicami oraz ozdobnym dachem. Zaskoczyło nas to, że posiadał drzwi na każdej ze ścian.

Roztocze

Dotarliśmy prawie do miejsca gdzie zaczynaliśmy nasze zwiedzanie. Tym razem skręciliśmy w przeciwnym kierunku. Chaty tutaj były urocze, z wysokimi dachami krytymi jasną strzechą, omszałą i miejscami zielonkawą, z bielonymi (a raczej lekko niebieskawymi) ścianami.

Na środku pomiędzy zabudowaniami zobaczyliśmy kolejną kapliczkę. Miejsce wyglądało jak maleńka, zatrzymana w czasie wieś.

Kawałek dalej znajdowała się cerkiew, z kolejnymi białymi wapiennymi krzyżami. Cerkiew całkiem duża, drewniana, okazała się być jeszcze czynnym miejscem kultu.

Została wybudowana w 1759, po czym przeniesiona do innej miejscowości aby finalnie zostać przeniesioną do Muzeum Wsi Lubelskiej. Cerkiew ma trójdzielny układ, a jej wnętrze zobaczyliśmy jedynie przez kraty.

Przed wyjściem obejrzeliśmy spichlerz, ale tylko z daleka, ponieważ był w remoncie.


Nasza perspektywa

Co cieszy

  • ogromny, różnorodny teren
  • realistyczne, klimatyczne chaty
  • wędrówka z latarką po ciemnych wnętrzach
  • piękne zwierzęta – owce, konie, kaczki, kury, króliki
  • staw oraz mostki
  • rynek z odtworzonym miasteczkiem
  • brak tłumów w listopadzie
  • kody QR do aplikacji z przewodnikiem online (ale nie testowaliśmy)
  • dotykowe modele najważniejszych obiektów dla osób z trudnościami wzrokowymi

Co męczy

  • słychać ruch uliczny (choć nie wszędzie),
  • część ekspozycji zamknięta,
  • listopadowa szarość odbiera trochę uroku ogrodom (latem musi być tu bajkowo).

Spacer czy wyzwanie?

Zdecydowanie spacer. 6 km, teren zróżnicowany, trawa, kocie łby, błotniste drogi, spokojne tempo. Jedynymi „przeszkodami” były listopadowa pogoda i chłód, ale dla nas to część uroku takich miejsc.

Czy chcielibyśmy wrócić?

Tak. Zdecydowanie. Chcemy zobaczyć te ogrody latem, posłuchać wiatru w zielonych gałęziach i zajrzeć do wszystkich wnętrz, które dziś były zamknięte.

Jeśli zastanawiacie się, czy warto odwiedzić Muzeum Wsi Lubelskiej poza sezonem, to naprawdę arto. Jest spokojnie, głęboko klimatycznie i można poczuć historię naprawdę blisko.


Parking

  • Parking przy muzeum – bezpłatny, duży parking asfaltowy. Pomimo swojej wielkości w sezonie letnim i przy dobrej pogodzie może się szybko zapełniać.

Mapa

szczegóły mapy

Trasa: Muzeum posiada bardzo rozbudowaną sieć dróg. Na mapie przedstawiliśmy w jaki sposób my się zwiedzieliśmy dostępne miejsca, ale każda droga jest równie dobra. Warto zaopatrzyć się w mapkę obiektu (my zrobiliśmy zdjęcie tabliczki przy wejściu), gdzie ponumerowano kolejne obiekty. W ten sposób łatwiej będzie niczego nie pominąć.


Cywilizacja

  • Na terenie całego muzeum znajduje się kilka toalet. Dostępne są ławeczki, a niedaleko wejścia znajduje się karczma.

Dodaj komentarz